:triskal, na wrzutkę na mięsne
Ostatnio mamy na głównej wysyp ludzi, którzy opisują swoją niezwyczajną codzienność. Zabawiłem się w coś zupełnie przeciwnego
W ostatnim czasie pojawiło się sporo (bardzo ciekawych i fajnych) artykułów autorstwa bojownictwa, traktujących o ich pracy czy życiu. Niewątpliwie są one bardzo wartościowe, wnoszą do codzienności powiew czegoś nowego, bo dowiadujemy się jak wygląda ich dzień powszedni. Przeglądam te artykuły z zaciekawieniem, niemniej, brakuje opisu dosyć istotnego typu człowieka. Postaram się pokrótce przybliżyć Wam ową postać. Przed wami:
ZWYCZAJNY KOLEŚ.
Zacznijmy może od tego, że zwyczajny koleś ma wiele definicji. Możemy mieć zwyczajnego kolesia pod sklepem, zwyczajnego kolesia w autobusie, zwyczajnego kolesia w pracy albo zwyczajnego kolesia, którego mijamy na chodniku (pragnę w tym miejscu przeprosić gros zwyczajnych kolesi, których nie wymieniłem. Pamiętam o was). Dlatego tak trudno jest mi tę zwyczajność uporządkować. Nadać jakąś systematykę tej grupie. Przyjmijmy ostrożnie, że jest to pojęcie szerokie i tego będziemy się trzymać w dalszej części arta.
ZWYCZAJNY KOLEŚ. Z CZYM TO SIĘ JE?
Zostać zwyczajnym kolesiem nie jest tak łatwo, jakby się mogło z pozoru wydawać. Są to godziny i godziny nieświadomej pracy nad swoją zwyczajnością. W dupie mamy wyróżnianie się w tłumie, w dupie mamy ściąganie na siebie czyjejkolwiek uwagi, ponad poziom, który uznamy za spoko. Łatwo jest natomiast wypaść ze swojej roli zwyczajnego kolesia. Wystarczy drobna nieuwaga, na przykład ekstrawagancka fryzura, przyciągający wzrok tatuaż w nieszablonowym, widocznym miejscu i już jest po zawodach. Czerwona kartka, wylatujesz z gry, koleś. Można by sądzić, że przesadzam. Że drobne elementy wyróżniające ludzi z pośród szarego tłumu nie sprawią, że przestajemy być zwyczajni. Jest to myślenie błędne i już tłumaczę dlaczego. Wyobraźmy sobie, że znajomy opisuje wam nowopoznaną osobę.
- Taki Mietek, zwyczajny koleś, wydziargany, z tunelami w uszach.
- Hola, hola, drogi kolego. Zwyczajny to on właśnie przestał być po przecinku, który postawiłeś po słowie „koleś”.
Ten dialog powinien brzmieć:
- Taki Mietek, zwyczajny koleś. Wiesz, robota, w necie posiedzi, do sklepu pójdzie, mówiąc krótko – zwyczajny koleś.
- OK, i co z nim?
- nic.
- no spoko.
Skoro ustaliliśmy już mniej więcej o czym mówimy, przejdźmy do sekcji następnej.
ZWYCZAJNY KOLEŚ. FAKTY.
Tytuł powinien brzmieć Zwyczajny koleś. Fakty i mity. Ale nie brzmi tak, ponieważ nie ma mitów na temat Zwyczajnych kolesi. Mity tworzą się niejako wyolbrzymiając pewne zjawiska lub cechy, a mityczny Zwyczajny koleś byłby po prostu Zwyczajnym kolesiem. Nie da się podnieść poziomu, wyśrubować go, ponieważ mogłoby to wiązać się ze świadomą pracą nad swoją zwyczajnością. To mogłoby wyróżnić potencjalnego kolesia. Nie powinno się świadomie dokładać starań do swojej zwyczajności. Ten proces musi odbywać się samoczynnie.
Dwa słowa o zarobkach ZetKa (tego skrótu nie powinno się używać). (pierwsze słowo) Są (drugie słowo) zwyczajne.
Więcej nie mam nic do powiedzenia na ten temat.
Teraz rzecz szalenie istotna. Chciałbym byście wiedzieli, że Zwyczajni kolesie nie mają wszystkiego w poważaniu. To nie jest tak, że zwyczajny oznacza obojętny. Nic z tych rzeczy. Najprościej zobrazuje to mała scenka rodzajowa. Ktoś miał pecha, powiedzmy, potknął się, przewrócił, rozrzucił zakupy. Zwyczajny koleś nie przejdzie obojętnie. Zatrzyma się, pomoże zebrać klamoty, wstać… A w domu pechowca rozmowa powinna przebiec następująco:
- psia ogonówka, mać cholerna. W*jebałem się jak długi dzisiaj przed sklepem, zakupy poleciały, kolano zbiłem. Niechże to cholera strzeli.
- Łatwo się pozbierałeś?
- Tak, pomógł mi taki zwyczajny koleś.
Kurtyna. Sukces.
ZWYCZAJNY KOLEŚ. WYPOSAŻENIE.
Nic nadzwyczajnego. Zaczynając od dołu, pierwsza warstwa. Skarpetki, majtki i koszulka. Kolejna warstwa. Buty, spodnie, koszula lub bluza. Naturalnie, dopuszczalne są swetry i inne ciuchy, których nazwy zwyczajnie nie przychodzą mi do głowy. W sezonie chłodnym dochodzą kurtka, szalik, rękawiczki i czapka albo kaptur, jeśli w wystarczająco ciepły wyposażona jest kurtka.
Plecak lub torba na ramię. W środku nic wybitnego. Ot, książka, ładowarka i inne pierdoły.
Kieszenie. Telefon, czasem klucze, ja noszę jeszcze fajki i zapalniczkę. Mogą być cukierki albo guma do żucia, co tam kto lubi. Jakieś papierki, lista zakupów już dawno zrobionych.
ZWYCZAJNY KOLEŚ. CODZIENNOŚĆ.
Nasza codzienność jest bardzo zwyczajna. Wstajemy rano, klniemy, piejmy kawę, palimy papierosy (nie wszyscy, to absolutnie żaden wymóg), udajemy się do pracy, w której pracujemy, aż ta się skończy na danych dzień. Potem wracamy do domu, robimy zakupy po drodze i takie tam. Wieczór można spędzić zwyczajnie, robiąc to, co się naprawdę lubi. Można też nie robić nic, jeśli nie ma się na to ochoty. Po prostu brak zobowiązań wobec siebie samego. Nie ma, że muszę coś koniecznie dzisiaj zrobić. Iść na trening, lekcje baletu czy basen. Jak mi się nie chce to nie robię i już. Zwyczajność w tym akurat aspekcie sprowadza się do pełnej dowolności podejmowanych działań. Wydaje mi się, że ta sfera jest dużo ważniejsza, niż ta powierzchowna. Tutaj panuje pewien rygor i zmuszanie siebie do czegokolwiek jest zwykłym tego rygoru łamaniem.
Mam nadzieję, że przybliżyłem Wam przynajmniej troszkę Zwyczajnego Kolesia, i od dzisiaj będziecie mieli nieco lepszy obraz takich osobników.
Zaraz to jeszcze sprawdzę pod kątem błędów