na czym to ja? Chyba tu
I tym razem nie było inaczej. Chomik wlazł na biblioteczną drabinę, by z ostatniego regału zdjąć opasłe tomiszcze oprawione w grubą skórę . Księga nosiła tytuł „Ludowa medycyna, czyli przez napar do oczyszczenia”.
Dudusia zastał gdy ten przeglądał najnowszy numer Kwartalnika Magicznego, krótko mówiąc jego konkurencji.
- Antoś, bądź tak uprzejmy, i wyjaśnij mi, dlaczego czytasz to gówno? Polotu w tym zero, historyjki zmyślone, opowiadania bez ładu i składu… Byle ziemniak lepiej by to zrobił. – Duduś nigdy nie powstrzymywał się przed krytyką tego pisma.
- Prenumeruję wszystko co wychodzi. A ten periodyk nie jest taki zły. Przeczytaj opowiadanie numeru „O dobrym pasterzu”, historia gościa, który opowiada ludziom, że należy żyć w zgodzie z bliźnim, nie wywyższać się, kierować się pokorą i współczuciem – opisywał Antek
- jeszcze mi powiedz, że na koniec faceta ukrzyżowali, a sam wyślę gratulacje autorowi – szydził Duduś.
- No jest taki motyw… - przytaknął przyjacielowi bibliotekarz –… ale to nieistotne. Znalazłem coś, co może rozwiązać twój kłopot – to mówiąc Antoś położył wielką księgę na stole.
- „Ludowa medycyna”? Przyjacielu, myśmy chyba niezbyt się zrozumieli.
- Duduś, wszystko jest zapisane w książkach…
- …wystarczy tylko znaleźć odpowiednią stronę – dokończył ulubioną sentencję bibliotekarza nasz literat.
- Dokładnie, przecież te wszystkie obrzędy medycyny ludowej musiały być gdzieś odprawiane. Zazwyczaj na skraju wioski, lub pod lasem. Zaraz coś znajdziemy.
Przyjaciele utonęli w słowach. Przerzucali kolejne stronice księgi, Duduś zaczął robić notatki.
- Tu mamy podkarpacką wioskę, ze znaną znachorką Starą Mirą. Stara Mira, piszą, mieszkała w leśnej lepiance, skrytej pośród jarów i wąwozów, otoczonej modrymi potokami, czule objętej splotem liści i pędów leśnych krzewów – wyrecytował Antoś.
- Nie przejdzie. To dziura w ziemi obszyta mchem, chata miała być. Nawet jeślibym dorobił do tego historię, to musiałaby się skupić na tej Mirze. O lepiance cudów nie wymyślę… Co tam mamy dalej?
- Mnich z kramikiem obwoźnym z Pomorza. „Brat Ignacy znany był ze swych naparów. Skuteczność ich działania potwierdzali mężowie, którym łoże małżeńskie przestało być bastionem przyrodzonej dumy, a zaczęło jawić się jako siedlisko wstydu i zażenowania. Ignacy sporządzał swe specyfiki z żabiego skrzeku oraz…”
- Antosiu kochany, nie potrzebujemy średniowiecznego uzdrawiacza męskiej godności.
- Pomyślałem, że skład chciałbyś poznać – bibliotekarz uśmiechnął się w stronę Dudusia.
- Ty się mną nie zamartwiaj, skup się to Ci Bozia w nowych książkach wynagrodzi. – literat w czasie pracy z materiałem nie zwracał szczególnej uwagi na docinki. Panowie przerzucali kolejne strony księgi, lecz wciąż bez zadowalających rezultatów.
- Słuchaj Duduś, warto by nam było przewietrzyć trochę głowy, może zarządzimy przerwę?
- Mewa. – Duduś nie zapytał, a stwierdził.
- W rzeczy samej, mój przyjacielu, w rzeczy samej.
„Mewa” była ulubioną knajpą naszych druhów. W zupełnie starym już stylu, z poogryzanymi kuflami, popękanymi popielniczkami i panią Zosią, o której mawiano, że pierwsze piwo nalała drugiego dnia po przyjściu na świat. A trzeciego dnia wywaliła swojego pierwszego awanturującego się klienta. Atmosferze „Mewy” daleko było do mitycznej literackiej bohemy, której obaj panowie szczerze nie znosili. Gesty dym, często fruwające przekleństwa, tłuczone kufle i łby pozwalały oderwać się od pracy i wrócić do niej z nowymi siłami.
Zamówiwszy po piwie, panowie rozsiedli się przy swoim ulubionym stoliku w rogu knajpy.
- Dudusiu – rozpoczął Antoś – znamy się kupę lat, przypomnij mi, chyba siedemnaście?
- Osiemnaście, a dziewiętnasty zbliża się wielkimi krokami.
- właśnie, a tak prawdę mówiąc, nigdy mi nie wyjaśniłeś, dlaczego postanowiłeś oddać się legendom. Rozumiem, że nakręca Cię pisanie, znam twój świat. Nie odbiega zbytnio normą od mojego. Zamykamy się w książkach, hołubimy język, pielęgnujemy jego wartości i bogactwo. Ale dlaczego właśnie mity i legendy? – Chomik rozpoczął tę samą dyskusję po raz co najmniej ósmy w tym roku.
- W istocie nigdy o tym nie rozmawialiśmy – podjął temat literat – otóż główną zaletą legend jest ich nieśmiertelność. Co więcej, dowolność tworzenia nowych światów, modyfikowanie istniejących, wręczanie ludziom boskich mocy i dawanie Bogom cech ludzkich sprawia, że stajesz się narzędziem w ręku folkloru. Skąd wiesz, drogi przyjacielu, jak wyglądało życie ludzi, powiedzmy, tysiąc pięćset lat temu?
- Ze źródeł, nie zapominaj gdzie jest moje królestwo.
cdn
idę na lotki