Węgry - kraj pełen cienkich szklanek. Wojna na śnieżki z niespodzianką zakończyć dobrze się nie może. A krwawy dart to już szczyt hardkoru. Zatem jak widać otwieramy kolejną stronę naszej księgi...
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...
WĘGRY
Miałam 5 lat, a mój brat 8, gdy rodzice zabrali nas na wczasy na Węgry (to były lata 80 więc i zazdrość w oczach sąsiadów uzasadniona). Po kolejnym zwiedzaniu jakiejś uroczej wsi poszliśmy się posilić i napić do restauracji. A jak szaleć, to szaleć, więc poprosiłam o coca-cole, którą dostałam w wysokiej cienkiej szklance, tak cienkiej, że gdy zacisnęłam na niej swe mleczne ząbki, jej górny fragment został mi w ustach. Możecie sobie wyobrazić panikę moich rodziców i błagalne prośby, żebym tego szkła przypadkiem nie połknęła. Nie bardzo wiedziałam, o co ten cały hałas, ale posłusznie wyplułam szklankę (a raczej jej pogryziony przeze mnie fragment) na dłoń mojej rodzicielki, która oddala to co zwróciłam kelnerowi. Nie minęło 5 minut, gdy biegający wokół stolików z innymi dziećmi mój brat, wpadł z całą siłą ośmiolatka na kelnera (tego samego, który zabrał resztki mojej szklanki), niosącego tacę pełną kufli piwa.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą