Któregoś dnia zastałam Abrachiła przy gorączkowej krzątaninie, polegającej głównie na maniackim i nerwowym pucowaniu sprzętu, pojazdu, jak również i siebie. Wprawdzie Abrachił, jak na warunki pracy, jest człowiekiem naprawdę schludnym, jednak polerowanie tarczy do racic flanelką i szorowanie własnych paznokci szczotką ryżową polaną tak na węch domestosem wydało mi się grubą przesadą, zapytałam więc, czy spodziewa się wizyty popa czy rabina? Abrachił zaśmiał się nerwowo i nieuważnie, nie przerywając ww. czynności, po czym wyjawił, że jedzie na robotę. Do Niemiec. Do ZACHODNICH Niemiec, jak stanowczo podkreślił.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą